Wiktoriańskie rowerzystki |
Jako miłośniczce
wyścigów kolarskich Giro d’Italia i La Tour de France zawsze mnie
imponowały walki kolarzy o pierwsze miejsce po tylu kilometrach i
towarzyszące temu emocjom. To zrozumie prawdziwy kolarz, który
pokonywał trasy liczące kilkadziesiąt, a nawet przekraczające
setki kilometrów. Pragnienie zwycięstwa, sławy i chwały... a dla
zwykłego śmiertelnika może być nawet sama satysfakcja.
Dobra,
tylko pytanie jak było kobietom kiedyś?
Należy bezwzględnie
pamiętać o jednym – dzięki komu zawdzięczamy tyle swobody,
prawa i samodzielności? Kobietom z marzeniami i SUFRAŻYSTKOM
- jestem niezmiernie wdzięczna za ruch feministyczny, który
otworzył wrota niedostępne dla kobiet, przeznaczone głównie dla
mężczyzn.
Oddaję hołd
Sufrażystkom, które oddały swoje życie, spędzały w więzieniach,
przeżywając traktowanie w brutalny sposób - za Nas, kobiet. Teraz
żyjemy w pełnej swobodzie i wolności osobistej.
Zaczniemy od historii,
kiedy pojawiła się wzmianka o kobietach w sporcie…
Starożytność
- najbardziej sprawne były kobiety ze Sparty.
Spartańskie kobiety
miały o wiele więcej swobody niż kobiety z innych polis (nie
posiadały jednak żadnych praw politycznych). Jako dziewczynki, były
wychowywane w równie surowej dyscyplinie, jak chłopcy. Od
najwcześniejszych lat, w grupach rówieśniczych ćwiczyły
sprawność fizyczną, taniec i śpiew. Ideałem kobiety była
wówczas kobieta wysportowana, zdrowa - zdolna do rodzenia silnych i
zdrowych dzieci. Wymóg sprawności oraz strój odsłaniający
wszystkie wady zobowiązywały do regularnych ćwiczeń - uczyły się
także obsługiwania broni. Przed militaryzacją kobiety spartańskie
również brały udział w zawodach sportowych. Wiadomo, że jeszcze
na początku VI w. p.n.e. uczestniczyły w zawodach lekkoatletycznych
(oczywiście dla kobiet).
Średniowiecze
- Kościół głosił, że dbałość o rozwój fizyczny ciała i o
jego piękno jest rzeczą grzeszną. Zdrowie duszy a nie ciała było
w surowej ideologii chrześcijańskiej rzeczą najważniejszą.
Człowiek posiada jednak
naturalną potrzebę ruchu i ta potrzeba nie była kwestionowana.
Kobiety uprawiały: jazdę konną, łucznictwo i taniec.
Podobnie tak było w
renesansie, baroku i rokoko... dopiero w wiktoriańskiej epoce
zaczęła się nowa era kolarstwa dla kobiet...
Zaczęło się od
niewinnej zabawy podczas wyścigu kolarstwa w Royal Aquarium w
okazałym budynku w stylu wiktoriańskim. Pewna młodziutka dama z
hrabstwa Buckingham, Monica Harwood wygrała wyścig po zaledwie
półrocznej nauki jazdy na rowerze w 1895r. otrzymawszy tytuł
mistrza świata kobiet w kolarstwie. Cudowna historia nieprawdaż?
Czytam w „Ilustracji
Lwowskiej” pt „Damskie kostiumy”:
”Zwalczone nareszcie do
pewnego stopnia przesądy i uprzedzenia, a kobieta jadąca na kole
daje się nam coraz częściej widzieć. I nic dziwnego, znakomity
wpływ jazdy na kole na zdrowie ciała i duszy, musi zjednywać kołu
coraz liczniejszy zastęp zwolenniczek. Jeżeli zachodziły jeszcze
pewne niedogodności dla pań co do ubierania się, to te zdaje się
już zostały rozwiązane strojem jakiego używa jedna z naszych
pionierek sportu pani Romana Calderoniowa.”
Znane kobiety kolarki:
Tillie Anderson
(1879 – 1965) - Szwedka, najlepsza kobieta i mistrz świata w
1902r.
Tillie Anderson |
Alfonsina Strada
(1891– 1959) - słynna Włoszka nazywana „Diabłem w
wełnianych spodenkach”,gdyż wykazała się
niezwykłą odwagą startując w słynnej Giro d'Italia domeną
mężczyzn i wygrała w 1924r. Dziewczynom zwykle nie przyzwalano na
zachowania typowe dla mężczyzn, więc mieszkańcy Castelfranco
Emilii nazywali ją nawet "diabłem w spódnicy", gdy
mijała ich rozpędzona na rowerze, jej rodzicom najwyraźniej to
jednak nie przeszkadzało. Rodzice Alfonsiny z pewnością byli dość
nietypowi, ale i tak niezbyt przychylnie zareagowali na wieść, że
zamiast chodzić do kościoła i uczyć się krawiectwa, ich córka
bierze udział w wyścigach. Naciskali na nią, by z tego
zrezygnowała, ale ona w wieku 14 lat poślubiła Luigiego Stradę,
miejscowego mechanika i grawera. Świeżo upieczony mąż szybko
przeprowadził się z nią do Mediolanu, a w prezencie ślubnym kupił
jej najlepszy rower, na jaki było go stać. Ewidentnie był to
człowiek inteligentny i z nowoczesnym podejściem do otaczającej go
rzeczywistości. W pasji kolarskiej swej żony upatrywał nie tylko
naturalnego i zdrowego sposobu życia, ale także wielkiej okazji.
Alfonsina za jednym zamachem znalazła męża, fana, menedżera i
człowieka, który pomógł jej się wyrwać z obłędnej monotonii
wiejskiego życia w Emilii.
Alfonsina Strada |
U nas, w Polsce – też
mamy taką kobietę. Jest nią niestety zapomniana Polka, Karolina
Kocięcka zw. Latająca Diablica (1875 - ?)
Pierwsza polska
rekordzistka rowerowa, zwyciężczyni wielu rajdów w Polsce i za
granicą.
Wygrała wyścig we
Lwowie pokonawszy 20 mężczyzn w 80 km w 1896 roku! Dwa lata później
otrzymała zaproszenie do Petersburga na wyścig w 1898r.
Tak opowiadała: „Trzeba
było jeździć wokoło dwanaście godzin bez przerwy. Stanęłam na
starcie. Pompa niebywała. Dziesiątki tysięcy ludzi i kilka
wojskowych orkiestr. Prawdziwy piknik. Startowało dziewiętnaście
wybitnych kolarzy Europy”. Cóż to jednak było dla Kocięckiej.
Rywale odpadali jeden po drugim. Publiczności przybywało, gdyż
każdy chciał na własne oczy obejrzeć wyczyny nieugiętej
cyklistki. Po dwunastu godzinach nieprzerwanej, a pod koniec już
samotnej jazdy (wszyscy pozostali zawodnicy zrezygnowali) Kocięcka
dotarła do mety i odniosła kolejne zwycięstwo, ustanawiając do
tego kobiecy rekord świata (którego nie omieszkała później dwa
razy poprawić). Nazwano ją wtedy Latającą Diablicą. „Gdy
zeszłam z roweru byłam zwinięta w kłębek” – wspominała.
„Nóg nie mogłam rozprostować, ale cieszyłam się bardzo z tego
zwycięstwa, gdyż wszyscy wiedzieli dobrze, że jestem Polką”.
Karolina Kocięcka |
Zastanawia mnie, dlaczego
tak barwna i ważna postać polskiego sportu tak łatwo odeszła w
zapomnienie? Włosi mają Alfonsinę, a my Karolinę!
Dodam jeszcze, iż owa
dumna Polka wspominała:
Mimo zwycięstw i
uplasowania się na wysokim miejscu w europejskim sporcie, do którego
prawa nikt nie mógł jej już odmówić, Kocięcka nadal spotykała
się z nieprzychylnymi reakcjami rodaków. Jak sama później
stwierdziła, nie baczyła na negatywny stosunek rodziny i „śmiech
ulicy”: „[…] startowałam i biłam rekordy na 100, 300 i 400
wiorst. Bawiło mnie to, żyłam tym”. Warto w tym miejscu
nadmienić, że w samym tylko 1899 roku Kocięcka uzyskała najlepszy
rezultat aż 75 razy.
W następnym roku
zmierzyła się z trasą Petersburg–Warszawa–Moskwa wynoszącą
ponad 5 tysięcy wiorst. Kocięcka pokonała dystans w sześć
tygodni. Sprzęt spisywał się dobrze, obyło się bez wypadku
„Dopiero 17 km przed finiszem – siedemnaście razy pękały mi
opony, tak były poprzecierane. Ta »siedemnastka« była jednak dla
mnie szczęśliwa, gdyż rajd skończyłam zdrowo i w dobrym czasie,
ustanawiając nieznane dotąd rekordy rajdowe. Był to rok 1901”.
Cyklistka przebyła równo 5227 wiorst (ok. 5577 km). Po powrocie
przesiadła się chwilowo na motocykl, aby przebyć rajd dookoła
Finlandii. W wyścigach startowała jeszcze kilka lat...
I do dziś kobiety
zdobywają mistrzostwa, stajemy się jeszcze lepsze. My kobiety mamy
szanse pokazać, że także w sporcie potrafią dorównać
mężczyznom!
Piotr i Maria Curie byli zapalonymi rowerzystami. Podarowali sobie rowery, jako prezenty ślubne i wybrali się na wycieczkę rowerową po Francji podczas miesiąca miodowego. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz